czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział ósmy

Obudziła się z połamanymi kośćmi. Podniosła się do pozycji siedzącej rozglądając się po pokoju. Chłopaka znowu nie było. Rozciągnęła się, wstając. Podeszła do szafy. Otworzyła ją, sięgając po czerwone dresy Harry'ego. Szatyn już na początku ich znajomości pozwolił zakładać jej swoje ciuchy. Przyłożyła je do twarzy wciągając powietrze. Zapach mięty dotarł, aż do jej płuc. Nagle skarciła się w myślach. Co ona robi? Czy właśnie wącha czyjeś spodnie? Zarumieniła się, przypominając sobie, że w każdej chwili może wejść tu chłopak o szmaragdowych tęczówkach i wyśmiać  ją. Przed pójściem do łazienki posprzątała w pokoju, składając koc, na którym kilka godzin temu spała w ramionach Harry'ego. Wiedziała, że był pijany, że zapewne już nic nie pamięta, ale jak dla niej była to jedna z najpiękniejszych nocy w jej życiu. Westchnęła zabierając brudne rzeczy szatyna. Wyszła z pokoju, kierując się w stronę łazienki.  Będąc już w pomieszczeniu, pobrudzone ubrania wrzuciła do pralki, nastawiając odpowiednio do rodzaju tkanin. Podeszła do umywalki, gdzie umyła twarz zimną wodą w celu odświeżenia się. Uczesała włosy w wysokiego koka, z którego niedbale wystawały pojedyncze kosmyki. Założyła na siebie dresy, które były o kilka rozmiarów za duże. Gotowa wyszła z łazienki, zerkając jeszcze raz  w stronę włączonego urządzenia. Zamknęła drzwi schodząc po drewnianych schodach na dół. Od razu skierowała się w stronę granatowej kuchni. Podeszła do lodówki, wyciągając z niej mleko umieszczone w szklanej butelece. Wlała je do czerwonego kubka, który był akurat w zasięgu jej rąk. Napój wypiła duszkiem. Wytarła usta przednią częścią dłoni, by na jej buzi nie pozostały plamki po białym płynie. Odstawiła brudny kubek do zlewu, a butelkę z powrotem do lodówki. Zamknęła ją nogą chcąc wyjść z pomieszczenia. Jednak zatrzymała ją karteczka, która odczepiła się od szarej, metalowej chłodziarki. Spadła na podłogę. Podniosła ją odczytując treść. 
Dostałem nagły telefon z pracy. Wrócę w porę obiadową. Nie chciałem Cię budzić, spałaś tak słodko.
Harry
Zamrugała kilkakrotnie. Na jej delikatnych policzkach pojawiły się rumieńce. Z trzymaną w ręku wiadomością od chłopaka poszła do salonu. Usiadła na kanapie, wygodnie rozkładając się. List położyła na drewnianym stoliku od kawy. Włączyła telewizor, przy którym spędziła dobre dwie godziny. Plecy bolały ją niemiłosiernie. Zrobiła pełny obrót szyją, chcąc uśmierzyć jakoś tą udrękę. W końcu nie zważając na kark, postanowiła zrobić jakiś obiad, bo przecież Harry wróci za dobre półtora godziny.  Przełączyła na kanał muzyczny podgłaśniając i udając się w stronę kuchni. Wyjęła potrzebne składniki co było wielką trudnością, ponieważ nie miała za dużo składników do wyboru. Postanowiła zrobić prostą zupę pomidorową. Wyciągnęła z szafek potrzebne przybory i urządzenia. Czuła się jak u siebie. Wiedziała, gdzie wszystko leży. W rytm muzyki zaczęła myć czerwone warzywa. Później je kroić i wrzucać do białego blendera. Zmiksowała je na gęstą papkę dodając pieprz, sól i listki zielonej bazylii. Brudne urządzenie położyła koło metalowego zlewu. Włączyła gaz. Stawiając na kuchenkę srebrny garnek. Wlała do niego czerwoną papkę, a miskę w której wcześniej była mieszanina włożyła do zmywarki. Otworzyła okno, ponieważ w kuchni zrobił się zaduch. Powolnymi ruchami mieszała zawartość saganu. Wciągnęła powietrze, którego składnikami były zapach świeżej bazylii i pomidorów. Z regału koło otworu, z którego przedostawały się promienie słońca ściągnęła dwie miski, stawiając je na drewnianym stole. Ostatni raz wymieszała zupę łyżką. Wyłączyła gaz. Na prawą dłoń założyła materiałową rękawicę, chcąc wlać posiłek do białych naczyń. Złapała za czarny uchwyt garnka. 
-Co tak tu ładnie pachnie?-przerażona podniosła głowę. Garnek z czerwoną zawartością wypadł z jej rąk lądując na szarych kafelkach, raniąc jej gołe stopy. Zobaczyła go. Chłopaka pachnącego jak mięta. Chłopaka o zielonych, błyszczących oczach w których teraz widziała przerażenie. Nie zauważyła jak w prawej dłoni trzymał żółtego kwiata. Żonkila. 
                           Życie jest jak żonkil- rozkwita kilka chwil i więdnie w kilka chwil. 

Czytasz-Komentujesz

14.08.2014

Jezu dziękuję za 14 komentarzy.
Kocham was <3
Mam nadzieję, że teraz również pozostawicie po sobie znak. 
Kolejny w niedzielę
Gosia

11 komentarzy:

  1. Kocham. Szkoda tylko, że zupa
    się wylała :/ ~Kinga

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny <3
    Jak już mówili inni, SZKODA ZUPY, KOBIETO!
    Ludzie głodują, a ona zupę wylewa.. XD
    Czekam na nexta i pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda zupy, no! :D
    Do następnego xx
    Buziaki, @xAgata_Sz .xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Auć, aż mnie stopy zabolały, gdy przeczytałam jak jej ten garnek wypadł.
    Woho Harry kupił żółtego żonkila, który oznacza zazdrość lub nieodwzajemnioną miłość. I obstawiam, że jemu chodzi o to drugie. Ale czy naprawdę jest nieodwzajemniona? No raczej nie bardzo :D Rose też go kocha, ale jeszcze o tym nie wie:D
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. AAA! Biedna zupa!:c kocham pomidorową Haryy!:CC weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Ehh zazdroszcze Ci . Ty to masz talent <3

    OdpowiedzUsuń
  7. BLAGAM NIE PRZESTAWAJ PISC!!! To opowiadanie jest takie sliczne!!!! :)

    OdpowiedzUsuń