Przepraszam, ale kończę pisanie na Blogspocie. Może z braku czasu, może z braku odbiorców. Nie wiem.
Jednak dla tych, którzy pokochali to opowiadanie mam niespodziankę.
Całość Niebo ma kolor zielony i drugą część Nadzieja ma kolor brązu znajdziecie na Wattpadzie.
http://www.wattpad.com/user/Malinowydeszcz
Może mnie znacie, a może nie?
Dajcie o sobie znać.
Piszcie komentarze, wiadomości, obserwujcie, gwiazdkujcie.
Znajdziecie tam również inne moje książki, na które również serdecznie zapraszam.
Blog zostanie niedługo usunięty.
Wasza już nie blogspotowa, a wattpadowa
Gosia <3
Nieodkryta zieleń nadziei
wtorek, 12 maja 2015
piątek, 17 kwietnia 2015
Rozdział dwudziesty pierwszy
-Harry nie możesz! Zostawiasz mnie po tym wszystkim?!-odgłos stukania deszczu odbijał się tak, że wszystkie ich słowa były wypowiadane głośno.
-Rose ja muszę wyjechać! Kochanie, przerwa nam dobrze zrobi!-cofnęła się, wpatrując w zamglone tęczówki szatyna.
-Chcesz, żeby moje serce pękło na milion kawałków?-chłopak wyciągnął rękę. Pogłaskał ją po mokrym policzku, przyciągając do swojego torsu.
-Nie mów tak! Chciałbym, żebyś w końcu była szczęśliwa.-ucałował ją w czoło. Z nieba zaczęło padać jeszcze mocniej.
-Jestem szczęśliwa.-podniosła głowę. Chłopak, przejechał swoim kciukiem, po wilgotnych kącikach oczu dziewczyny.
-Proszę idź do domu, jeszcze się przeziębisz.-szatynka, jeszcze mocniej wtuliła się w jego pierś pokrytą mokrą, przylegającą bluzką. Nie chciałaby wyjeżdżał. Zostawiał ją w tym dużym domu samą.
-Jeśli tak bardzo chcesz wyjechać, to proszę zostań tą ostatnią noc ze mną.-wychlipiała.
-Zostanę.-zaniosła się płaczem. Chłopak o zielonych tęczówkach wziął ją na ręce, niosąc w stronę ich na jedną noc wspólnego domu. Uderzył nogą, o drewnianą powłokę drzwi. Przeszedł z nią na rękach przez drewnianą listewkę -Panna młoda została oficjalnie przeniesiona przez próg.-uśmiechnął się lekko stawiając ją z powrotem na ziemię. Jej nie było do śmiechu. Chciał ją opuścić. Co będzie miała zrobić? Jedynym wyjściem było wrócenie do matki. Wrócenie do codzienności. -Przepraszam.-spuścił głowę, splatając swoje palce z jej dłonią.
-Spędźmy ten dzień jak najlepiej, jakby nie było jutra, jakby miałby skończyć się świat. Chcę zapamiętać każdą rysę twojej twarzy, twój uśmiech okalany dołeczkami, twoje kręcone włosy, twoje gesty, aż w końcu te malinowe usta, które tak uwielbiałam całować, ten zapach mięty, zapach twojego ciała i te zielone, niebiańskie tęczówki. Nie mogę uwierzyć, że chcesz to wszystko tak po prostu zakończyć.-szatynka wycisnęła z kosmyków włosów wodę, powodując, że na podłodze w salonie pojawiła się malutka kałuża.
-Rose wrócę, obiecuję ci, że wrócę. Kocham cię maleńka. Już na zawsze pozostaniesz w moim sercu.-złapał ją za rękę, którą położył na jego lewej piersi. -Czujesz?-uśmiechnęła się lekko, podniosła drugą rękę by kciukiem przejechać po jego lekko zarośniętym policzku. Kiwnęła głową.
-Wrócisz?-w jej oczach pojawiły się tańczące iskierki nadziei.
-Wrócę.-uśmiechnął się, składając na jej ustach długi, namiętny pocałunek. Dziewczyna zaczęła trząść się z zimna, pomimo wysokiej temperatury w pokoju, było jej chłodno.
-Wyskakujemy z tych ciuszków co?-pstryknął ją w nos, łapiąc za końcówkę jej wilgotnej górnej części garderoby.
***
-Harry boję się.-zaprzestał wykonywania dalszej czynności. Znajdowali się w ich sypialnia. Ona leżała na jego nagim torsie. On obejmował ją czule w talii.
-Czego? Damy radę skarbie. Zanim się obejrzysz wrócę. To tylko miesiąc czasu. Szybko zleci.
-Nie tego. Boję się, że znajdziesz tam kogoś lepszego ode mnie. Kogoś kto jeszcze bardziej zawróci w twoim sercu.-przymknęła powieki, próbując wybić sobie to wszystko z głowy.
-Wyjeżdżam służbowo, nie ma mowy by jakaś inna dziewczyna weszła w moje myśli. Będę tęsknić kochanie.
-Ja też Harry. Kocham cię najbardziej na świecie.
-Szaleję za tobą Rose.-białym piórkiem zmysłowo gładził po jej udach. Ona patrzyła w jego magiczne zielone oczy i pragnęła by ta chwila trwała wiecznie. Byli dla siebie stworzeni. Wiedzieli, że to co ich łączy to nie zabawa. Nie byli świadomi tego, że to jest ich ostatnia spokojna noc. Wspólna noc.
Małe obietnice rodzą wielkie nadzieję...
________________________________________________________________________--
15 komentarzy- kolejny rozdziałponiedziałek, 6 kwietnia 2015
Rozdział dwudziesty
-Rose wpuścisz mnie?-przyłożył policzek do powierzchni drewnianych drzwi. Dziewczyna wstała podchodząc do sypialnianego łóżka.
-Proszę.-odsunął głowę. Szatynka starła słone krople łez ze swoich policzków. Wstała, kierując się w stronę drzwi. Szarpnęła za klamkę, z powrotem wracając na poprzednie miejsce. Chłopak wszedł do pokoju, widząc smutną twarz dziewczyny, serce jego pękło na kilka drobnych kawałków. Dobrze wiedział, że to jego wina, że mógł ostatniej nocy nie uciekać, ale musiał to wszystko przemyśleć. Już na początku jego znajomości z Rose, zauważył, że jest delikatna, wrażliwa. Myślał, że wytrzyma to wszystko. Chyba się pomylił. Wyciągnął z kieszeni swoich czarnych dżinsów, złożoną w kostkę karteczkę. Kartkę na której zapisał swoje wszystkie sentencje. Położył ją na białą kołdrę, lekko uśmiechając się w jej stronę.
-Co to jest?-spojrzała na niego spod wilgotnych rzęs. Szatyn wzruszył ramionami, wychodząc z pomieszczenia. Wzięła ją do ręki, rozkładając.
Kochanie!
Pamiętasz tę noc? Ty cała umorusana krwią i błotem. Ja wstrząśnięty, twoim widokiem. Zabrałem Cię do domu, bo już wtedy wiedziałem, że muszę się Tobą zaopiekować. Twoja bojaźliwość powodowała u mnie coś na kształt troski. Byłaś, przepraszam Jesteś najpiękniejszą kobietą chodzącą dla mnie po tym wielkim świecie. Twoja postawa, historia, gesty spowodowały, że chciałbym znaczyć dla Ciebie więcej. Ucieszyłem się kiedy pozwoliłaś mi zostać swoim aniołem stróżem. Chodziłem przez cały tydzień z podniesioną głową, wiedząc, że być może dla Ciebie coś znaczę. Pierwszy pocałunek przy, moim niezręcznym wyznaniu. Ty, która spowodowała u mnie wielką radość, zgadzając się na zostanie moją dziewczyną. Wspólnie oglądane filmy, robione zakupy, czy nawet wykonywanie prostych obowiązków domowych, w których i tak Ci niestety nie pomagałem. Moja praca nie pozwalała na to byśmy spędzali jeszcze więcej czasu ze sobą. Pamiętasz jak nie powiedziałem Ci o czym powiadomił mnie Louis? Mój ojciec wrócił, ten który katował mnie jak nikt inny. Trudno jest przyznać się, że boję się go w cholerę. To dziwne prawda? Chłopak, który na co dzień próbuję udawać mężnego, silnego, w środku jest tak samo wrażliwy jak Ty. Ta noc w której próbowaliśmy połączyć nasze dwa pasujące do siebie ciała, była pomyłką Rose. Tak pomyłką. Nie chciałem Cię skrzywdzić, po prostu myślę, że to wszystko dzieje się za szybko. Martwię się, że po przeczytanym liście, będziesz chciała ode mnie odejść. Zrozumiem. Po prostu, nie mogłem powiedzieć Tobie tego wszystkiego wprost. Jestem i byłem zwykłym tchórzem.
Twój kochający na zawsze
Harry
Drżącymi dłońmi zrzuciła kartkę na ziemię. Wybiegła z pokoju, zeskakując na schodach co drugi stopień. Rozejrzała się zapłakana po salonie, w którym nie było chłopaka. Wstrząśnięta skierowała się w stronę wyjściowych drzwi. Otworzyła je. Zobaczyła pogodę, która w stu procentach odzwierciedlała jej nastrój. Z nieba na ziemię, spadały duże krople deszczu. Nie zważając na niewygodne warunki atmosferyczne wyszła na zewnątrz.
-Harry!-woda sunęła po jej bladej twarzy, brązowych włosach, szczupłym ciele. Rozpaczliwie poszukiwała jego kręconej czupryny. Nagle usłyszała dźwięk odpalanego samochodu. Pognała w tamtym kierunku.
***
Chłopak oparł swoje czoło o skórzaną obudowę kierownicy. W jego kącikach pojawiły się krople słonych łez. Nigdy nie okazywał swoich innych emocji buzujących we wnętrzu jego ciała. Pociągnął ręką za swoje brązowe włosy. Miał dość. Sam zapracował na to wszystko. Poszedł na studia medyczne, ukończył je z wyróżnieniem, zdobył pracę. Kupił dom. Do szczęścia brakowało mu tylko kochającej go dziewczyny. W końcu marzenia jego ziściły się i pomyśleć, że to wszystko może pęknąć jak bańka mydlana przez jego ojca, którym tak naprawdę dla niego nim nie był. Po jego policzku poleciała słona ciecz. Łza. Skierował swój wzrok na postać biegnącą w jego stronę. Dziewczyna była mokra, jej ubrania przyklejone były do jej ciała z powodu narastającego deszczu.
-Rose?-szepnął, otwierając drzwi swojego czarnego Range Rover'a. Szatynka podbiegła do niego wtulając swoją głowę w jego umięśniony tors.
-Harry, zostań ze mną. Proszę?-podniosła wzrok, widząc jego czerwone od płaczu kąciki oczu, rozpłakała się jeszcze bardziej.
-Jesteś pewna, że chcesz chłopaka tchórza, który jest tak samo wrażliwy jak ty?-potarł kciukiem jej blady policzek.
-Chcę chłopaka, który będzie się o mnie troszczył, pocieszał w trudnych chwilach, w którym będę widziała nadzieję na lepsze jutro. To ty właśnie nim jesteś.-stanęła na palcach, by musnąć jego malinowe wargi. Szatyn jednak powstrzymał ją, otwierając usta w celu wypowiedzenia zdania, które zmieni ich całe życie.
-Rose ja muszę wyjechać.-wpatrywali się w swoje oczy. Ona pełna rozpaczy, on pełen lęku.
Ten, kto ucieka, nie jest tchórzem. Tchórz boi się nawet ucieczki.
________________________________________________________________________________________
Kolejny rozdział-15 komentarzysobota, 28 marca 2015
Rozdział dziewiętnasty
-Rose.-przytulił ją do swojego nagiego torsu. Odgarnął brązowe kosmyki włosów z jej czoła.
-Nie płacz.-starł słone krople łez z jej policzków. Dziewczyna skuliła się w kłębek.
-Widocznie to nie był odpowiedni moment. Spróbujemy kiedy indziej kochanie.-cmoknął ją w czoło, delikatnie opuszkami palców jeżdżąc po jej nagim ciele.
-Harry to znowu bolało gdy ty.... Wszystko wróciło. Ta noc, ta dróżka. Oni. Ja przepraszam.-załkała, chowając się pod śnieżnobiałą kołdrą.
-Ciiii.-ucałował ją w czubek głowy, uspokajająco kołysząc w swoich ramionach.
-Przepraszam.-wstał, zakładając na swoje nagie ciało czarne bokserki. Ostatni raz spojrzał na szatynkę, wychodząc z sypialni. Dziewczyna wybuchła histerycznym płaczem. Wiedziała, że odejdzie, że pomimo bólu mogła dać mu trochę przyjemności z tego związku. Lecz wspomnienia wygrały. Pociągnęła nosem, próbując oddać się krainie snu. Brakowało jej ciepła, zapachu mięty, a przede wszystkim jego. Anioła o zielonych tęczówkach.
***
Gdy obudziła się zegarek wskazywał godzinę jedenastą rano. Pod jej oczami znajdowały się fioletowe wory, które powstały w wyniku nieprzespanej nocy i płaczu. Miejsce koło niej było puste. Harry'ego nie było. Wstała owijając swoje nagie ciało białą kołdrą. Wyjęła z szafy swoje czarne dresy i zieloną bluzkę szatyna. Po jej policzku popłynęła drobna, słona łza. Z trzymanymi w ręku ubraniami skierowała się w stronę łazienki.
***
Usiadła na kanapie. Gdyby wiedziała, gdyby nie uciekła. Nie poznałaby go. Szatyna o zielonych, pięknych tęczówkach. Zostawił ją , bez wsparcia, bez czułości, bez ramienia w które mogłaby się wypłakać. Zostawił ją samą. Myślała, że Harry jest inny. Myliła się. Obiecał, że nie będzie powodem jej łez, a dzisiaj właśnie w jakimś stopniu nim był. Obiecał, że będzie jej aniołem stróżem, że będzie się nią opiekował. Do czasu. Wyszedł i jeszcze nie wrócił. Nagle usłyszała trzask otwieranych drzwi. Dziewczyna wpatrywała się tępo w ścianę przed sobą. Rozważała, że to on przyszedł przeprosić, pocieszyć, a przede wszystkich przytulić i ucałować. Zabłądziła. Zamrugała oczyma. Zobaczyła przed sobą uśmiechniętą twarz szatyna o szaro-niebieskich tęczówkach.
-Cześć mała.-chłopak widząc jej pełną smutku twarz, stał się nadzwyczaj poważny. -Ejj Rose co jest?-usiadł koło niej, otaczając jej ciało swoim umięśnionym ramieniem. Potrzebowała właśnie tego. Przyjaciela, który zrozumie. Ponownie wybuchła płaczem.
-Louis bo my prawie uprawialiśmy seks...-szatyn uśmiechnął się, przejeżdżając ręką po swojej postawionej grzywce.
-To chyba dobrze.
-Nie, bo widzisz.-nerwowo zaczęła bawić się palcami swojej drobnej dłoni.
-Ja nie dałam rady. To wszystko przez.......-otworzyła usta, które nie wypowiedziały żadnego słowa. Starła łzy z jej już nazbyt mokrych kącików oczu.
-Wiem co się stało Rose. Harry mi powiedział.-uśmiechnął się pocieszająco.
-On wyszedł, zostawił mnie samą i do tej pory nie wrócił.-spuściła głowę. Chłopak przyciągnął ją do siebie, zamykając ich dwa ciała w szczelnym uścisku.
-Na pewno wróci. Harry nie jest głupi. Zapewne chciał to wszystko przemyśleć.
-Przemyśleć? Co przemyśleć?-wstała gwałtownie, podchodząc do okna.
-To wszystko.-chłopak nerwowo podrapał się po karku.
-To wszystko? Louis, proszę cię wyjdź. Zostaw mnie samą.-położyła obydwie dłonie na drewnianym, ciemnym parapecie.
-Rose?-wstał z kanapy, na której przed chwilą jeszcze siedzieli.
-Wyjdź. Proszę.-wyszeptała. Chłopak wykonał jej polecenie, ostatni raz posyłając w jej stronę pokrzepujący uśmiech. Harry wczoraj powiedział jej dwa bardzo ważne słowa. Miała nadzieję, że nie kłamał, że mówił prawdę. Dziewczyna miała ostatnio dziwne wachania nastroju, który zamieniał się ze szczęśliwego w smutny. Myślała, że to przez te wszystkie przykre i dobre sytuacje.
***
Od kilku godzin leżała na kanapie w salonie. Zegarek wskazywał godzinę szesnastą popołudniu. Szatyn nie wrócił. Dziewczyna zaczęła odchodzić powoli od zmysłów. W dodatku ponownie zaczął boleć ją brzuch. Wzięła jedną tabletkę przeciwbólową, która nie dała żadnego rezultatu. Przymknęła powieki czując przychodzący powoli sen. Była zmęczona.
***
Gwałtownie otworzyła oczy. Usłyszała dźwięk zamykanych drzwi i kroki. Za oknem było już ciemno. Na niebie świeciły gwiazdy, jedne mniej. Drugie bardziej. Gwiazdozbiory były jak ludzie.
-Harry?-szepnęła, zakrywając się jeszcze mocniej kocem. Chłopak przystanął, rozglądając się po pomieszczeniu. Jego oczy, spotkały się z tęczówkami zapłakanej dziewczyny, która podniosła się do pozycji siedzącej.
-Rose?-podszedł do niej, podniósł dłoń chcąc pogłaskać ją po bladym policzku.
-Zostaw mnie Harry. Dlaczego mnie zostawiłeś? Mogłeś powiedzieć od razu, że nie jestem dla ciebie wystarczająca. Po co wymówiłeś te dwa ważne dla mnie słowa, skoro dla ciebie nic one nie znaczą?-wzruszył ramionami. Sam nie znając odpowiedzi na te pytania.
-Wiedziałam.-wstała, uciekając do ich jak na razie wspólnej sypialni. Chłopak złapał ją w momencie, gdy dziewczyna miała już wejść do ich azylu. Przyparł ją do ściany, całując gwałtownie w usta. Szatynka odepchnęła go wymierzając w stronę jego policzka dosyć bolesny cios.
-Powiedziałam coś Harry.-przeszła przez próg sypialni. Zatrzasnęła drzwi. Usiadła na podłogę, opierając się o drewnianą płytę.
-Kocham cię Rose.-szepnął, trzymając swoją dłoń na swoim czerwonym policzku.
Zamknij oczy, ale nie umieraj. Masz prawo do płaczu. A potem wstań i walcz o następny dzień.
sobota, 7 marca 2015
Rozdział osiemnasty
-Harry widziałeś moją czerwoną szminkę?-dziewczyna klęczała przy dużej szafce w łazience. Chłopak stał nad lustrem, poprawiając swoją brązową, kręconą grzywkę. -Znalazłam.-uśmiechnął się w jej stronę, pryskając swoje ciało miętowym perfum.
-Jesteś pewna, że chcesz iść?-wstała, malując swoje usta krwistoczerwoną szminką.
-Pora gdzieś wyjść, nie będę siedziała w nieskończoność w domu.-skinął głową, obejmując ją mocno w tali. -Słodziaczku, bo mnie udusisz.-pogłaskała go po policzku, poprawiając zaraz po tym swój złoty naszyjnik.
-Słodziaczku?-spojrzał na ich odbicie w lustrze. Uśmiechnął się, głaszcząc ją po jej odkrytych plecach.
-Nie podoba ci się?-na jej policzkach, pojawiły się szkarłatne rumieńce. Odwróciła się w jego stronę, niepewnie zerkając w jego szmaragdowe oczy, w których teraz mogła dostrzec złote iskierki.
-Kochanie, te określenie pobudza moje wszelkie myśli.-ucałował ją w policzek, głaszcząc niewinnie jej odkryte plecy, na których pojawiła się gęsia skórka. -Wyglądasz zniewalająco w tej sukience.-przygryzł płatek jej ucha, gdy dziewczyna odgarnęła swoje włosy na prawą stronę. -Cała jesteś piękna Rose.-pocałował ją czule w jej pełne wargi.
***
Ich ciała poruszały się w równym rytmie. Ona ocierała się o jego dolną część ciała. On przyciskał ją do swojego torsu, ze zdwojoną siłą, próbując w tym samym czasie obdarowywać jej ciało słodkimi pocałunkami. Po sali roznosił się dźwięk muzyki, która kołysała wszystkich w takt. Nie interesowało ich to, że nie są sami, że każdy może im się bacznie przyglądać, że są w miejscu publicznym. Liczyła się tylko i wyłącznie ta chwila, te gesty, ta miłość.
-Byłaś, jesteś i będziesz moim marzeniem Rose.-stanęła na palcach, musnęła delikatnie jego malinowe wargi. Szatyn pogłębił pocałunek. Otoczenie, jakby rozpłynęło się w powietrzu. Nie widzieli populacji, widzieli siebie. Nie słyszeli muzyki, słyszeli bicie swoich serc. Nie czuli nic, oprócz smaku swoich ust, które oddawały się pokusie z podwójną siłą. Dziewczyna odsunęła się lekko, podnosząc dłoń.
-Ubrudziłam cię szminką.-chłopak, zatrzymał jej ruch, umieszczając ją w swoim szczelnym objęciu.
-Niech wszyscy wiedzą, do kogo należę.-z powrotem złączył ich usta w jedność.
***
Zrzuciła swoje granatowe szpilki na podłogę w sypialni. Położyła się na łóżko, okrywając się szczelnie kołdrą.
-Kochanie nie zamierzasz się przebrać?-usiadł na jej plecach, rozpinając suwak jej czarnej sukienki. Pochylił się, wyznaczając drogę mokrych pocałunków. Uśmiechnął się, gdy dziewczyna przymknęła powieki, próbując delektować się tą chwilą. -Nawet nie wiesz jak kocham patrzeć, gdy relaksujesz się pod wpływem mojego dotyku.-zszedł z jej tylnej części ciała, ostatni raz przejeżdżając opuszkami palców, po jej dwóch, lekko wystających kościach. Podniosła się, ściągając ze swoich ramion materiał małej czarnej. -Kocham cię Rose.-spojrzała na niego spod wachlarzu jej czarnych, długich rzęs. Chłopak złapał za jej drobną dłoń. Uśmiechnęła się lekko, gdy pociągnął ją w swoją stronę, sadzając na kolanach okalanych czarnym materiałem dżinsów.
-Ja już od dawna cię kocham Harry.-szatyn schował jej kosmyk włosów za ucho.
-Razem.-przybliżył swoją twarz do jej twarzy.
-Przez życie.-chłopak gwałtownie wbił się w jej usta, na co ona wydała z siebie cichy jęk. W jej podbrzuszu zaczęły tańczyć piękne motyle, motyle szczęścia, miłości, podniecenia. Złapała za krańce jego białej bluzki ściągając ją z jego umięśnionego torsu. Oddali się tej chwili, rozkosznej godzinie.
Kocham Cię, bo cały wszechświat sprzyjał mi w tym, bym mógł Cię poznać.
________________________________________________________________________
Kolejny rozdział=10 komentarzyczwartek, 26 lutego 2015
Rozdział siedemnasty
Dziewczyna uchyliła lekko, swoje jak dla niej ciężkie w tej chwili powieki. Znajdowała się w ich azylu spokoju. W sypialni. W głowie, pojawił się obraz jej skulonej, płaczącej z powodu bólu. Harry'ego, który panicznie, biegał z kuchni do salonu. Utrata przytomności, oraz pustka o kolorze czerni. Odgarnęła ze swojego czoła niesforny kosmyk, jej brązowych włosów. Podniosła się do pozycji siedzącej, poprawiając przy tym samym białą poduszkę, która chroniła ją przed drewnianym oparciem sypialnianego łóżka. Swoją bladą dłoń, położyła na płaskim brzuchu, który jeszcze kilka godzin temu sprawiał jej ból. Dopiero teraz zauważyła jak jej ciało pokryte zostało jej niebieską piżamą w owieczki. Harry. Uśmiechnęła się w myślach. Wstała z łóżka, odkrywając swoje nogi, które zaraz zetknęły się z drewnianą podłogą w pokoju. Skierowała się w stronę lekko uchylonych drzwi. Wyszła z pomieszczenia, nazywanego sypialnią. Zeszła po schodach, które oddzielały parter i pierwsze piętro. Słysząc zachrypnięty głos chłopaka, na jej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Przeszła kilka kroków, by zaraz znajdować się w kuchni, z którego dobiegał jeszcze jeden głos, który zapewne należał do jednego z przyjaciół szatyna o zielonych tęczówkach.
-Marchewa.-stanęła w progu, widząc dobrze jej znaną osobę. Chłopak wstał uśmiechając się jak zawsze zresztą. Przytulił szatynkę do swojego ciała, na co ona wtuliła się w jego tors jeszcze bardziej.
-Cześć mała.-poczochrał jej już dosyć nie ułożoną fryzurę. Dziewczyna, klepnęła go w ramię, na co ten teatralnie potarł bolące miejsce.
-Hej Lou.-stanęła na palcach , by musnąć delikatnie skórę jego nieogolonego policzka.
-Mógłbyś w końcu, zgolić to coś na twojej twarzy.-Harry zaśmiał się wstając z krzesła, na którym jeszcze przed chwilą spoczywał.
-To coś, to moja męska duma.-zachichotała podchodząc do swojego chłopaka. Szatyn spojrzał na nią czule, obejmując swoimi silnymi ramionami.
-Moje gołąbeczki.- Louis spojrzał na nich, odgarniając ze swojego czoła grzywkę, która dzisiaj była wyjątkowo oklapnięta.-Przy okazji Rose, świetnie ci w tej piżamce.-na policzkach dziewczyny pojawiły się dwa szkarłatne rumieńce. Harry podniósł brew spoglądając w stronę swojego najlepszego przyjaciela.
-Stary. Czy ty czasem się za bardzo nie zapędzasz?-chłopak o szaro-niebieskich tęczówkach, wzruszył ramionami, zapewne specjalnie drocząc się z szatynem o zielonych oczach.
-Nieeee, skądże.-Harry z dezaprobatą, westchnął. Jego duża dłoń, wykonywała rozmaite ruchy na brzuchu dziewczyny, która teraz czuła się o wiele lepiej niż wczoraj.
-Dobra. To ja już będę leciał, mam parę spraw do załatwienia na mieście. Harry pamiętaj, o tym, o czym ci mówiłem.-szatyn niedostrzegalnie skinął głową, na przyjaciela, który właśnie wyszedł z ich kuchni, następnie domu.
-O czym?-dziewczyna odwróciła się w stronę chłopaka, którego twarz w trakcie jednej sekundy zmieniła się z uśmiechniętej na twarz bez jakichkolwiek emocji.
-O niczym Rose, to moja sprawa.-wiedząc, że chłopak powoli zaczyna się denerwować, postanowiła nie pytać już, o niewygodny dla niego temat. Między nimi nastała krępująca cisza. Po chwili dziewczyna wyrwała się z jego objęć, podchodząc do elektrycznego urządzenia nazywanego lodówką. Wyjęła z niej butelkę, z białą cieczą. Mlekiem. Wlała ją do pustego kubka, który stał na jednym z blatów kuchennych. Odstawiła szklaną rzecz z powrotem do lodówki. Pijąc, ukradkiem zerkała w stronę szatyna o zielonych, pięknych tęczówkach. Siedział przy stole, ubrany w czarne spodnie i flanelową czerwono-czarną koszulę w kratę. -Gniewasz się na mnie, bo nie chcę ci powiedzieć, o czym powiadomił mnie Louis?-skinęła głową, kładąc kubek na szafkę. -Chciałbym, ale niestety nie jestem jeszcze na to gotowy. Widzisz bo on powrócił.-zgarnął swoją kręconą grzywkę z czoła.
-Kto?-zdziwiona usiadła na krześle obok niego.
-Ktoś, kto wyrządził wiele krzywdy w moim życiu.-przytulił się do niej mocniej niż kiedykolwiek.
***
-Jak się czujesz kochanie?-wszedł do sypialni w której dziewczyna, przygotowywała swój codzienny strój.
-Dobrze Harry. Ja nie wiem co mi się wczoraj stało. Ten ból był jak stado atakujących mnie os.-skinął głową, podchodząc do niej i całując czule w jej tylną część szyi.
-Nawet nie wiesz, jak się wczoraj o ciebie bałem.-musnął delikatnie jej jedno z gołych ramion.
-Myślałem, że stracę najważniejszą osobę w moim życiu.-dziewczyna stanęła na palcach, zatapiając swoją dłoń w jego kręconych włosach, na których teraz znajdowała się czarna bandama. Byli dla siebie stworzeni, uzupełniali się wzajemnie swoimi słowami, gestami, a przede wszystkim uczuciem.
Myślę , że im bardziej poznajemy nasze tajemnice to bardziej się kochamy .
Jeśli nasze ciała pasują do siebie . Jeśli nasze myśli są takie same a nasze gesty są jednoznaczne to uważam , że jesteśmy dla siebie stworzeni .
____________________________________________________________
10 komentarzy-nowy rozdziałwtorek, 17 lutego 2015
Rozdział szesnasty
-Dlaczego zostawiłaś mnie samego z tymi wszystkimi ludźmi?!-trzasnął drzwiami, tak, że dziewczyna odwróciła się w jego stronę, mając już w kącikach swoich brązowych oczu łzy. Dobrze wiedział, że jest bardzo wrażliwą osobą, że nawet najmniejsza rzecz może spowodować u niej płacz. Usiadła na kanapie. Przymknęła powieki, nie pozwalając bezbarwnym kroplom wypłynąć na wierzch, sunąc po jej delikatnych policzkach.
-Zasłużyłeś.-szepnęła, myśląc, że chłopak nie usłyszał jej wypowiedzianego słowa.
-Co powiedziałaś?-stanął nad nią. Podniosła głowę, zauważając mnóstwo podłużnych zmarszczek na jego czole. Był zły. Bardzo zły.
-Harry to co słyszałeś.-szatyn podszedł do okna, które mieściło się w pomieszczeniu, w którym właśnie się znajdowali. Między nimi nastała nieprzyjemna cisza. W pokoju, jedynym dźwiękiem, który był dość słyszalny było rytmiczne bicie ich serc.
-Wiesz, że bym cię nigdy nie zdradził prawda?-spytał już trochę spokojniej. Skierował się w jej stronę, siadając koło niej na kanapie.
-Niczego już nie wiem Harry.-westchnął łapiąc ją za dłoń. Dziewczyna jednak nie umocniła uścisku.
-Po co podałeś jej swój numer telefonu. Ja nie mogę być z kimś kto na każdym kroku będzie oglądać się za nową dziewczyną. Nie przeżyje tego cierpienia. Rozumiesz?-po jej policzku popłynęła słona ciecz. Chłopak przyciągnął ją do siebie. Czule całując w czoło.
-Ten numer nie należał do mnie. Wymyśliłem go tylko po to by w końcu się od nas odczepiła. Jak mogłaś pomyśleć, że mógłbym zdradzić cię z taką cycatą lalą? Jak mogłaś pomyśleć, że jestem w stanie zdradzić cię z kimkolwiek? Jesteś zbyt piękna, mądra, czuła, unikatowa. Za bardzo mi na tobie zależy Rose.-pogłaskał ją po policzku, sadzając sobie na kolanach. Dziewczyna wtuliła się w jego dłoń jeszcze bardziej. -Przepraszam kochanie za mój nagły napad złości i te popychanie na ulicy, ale naprawdę byłem wkurzony.-uśmiechnął się lekko. W jego policzkach pojawiły się dwa malutkie wgłębienia.
-Harry nie pozwól tobie nigdy zrobić mi krzywdy.-spojrzała na niego jeszcze zaszklonymi oczyma.
-Zrobię wszystko by nic takiego nie miało miejsca.-wtuliła się w jego wgłębienie, znajdujące się pomiędzy ramieniem, a szyją. Wciągnęła powietrze.
-Uwielbiam twój zapach. Mięta naprawdę do ciebie pasuje.
-Wiesz co? Miałem kiedyś cichą nadzieję, że ten zapach przyciągnie do mnie, w końcu odpowiednią kobietę. Widocznie miałem rację.-zachichotała. Na twarzy chłopaka, pojawił się jeszcze większy uśmiech.
***
-Masz ochotę na koktajl?-chłopak wychylił głowę zza futryny, dzielącej kuchnię z salonem. Kiwnęła przecząco głową.
-Chętnie zjadłabym żelki.-uśmiechnął się chowając z powrotem swoją brązową czuprynę. Po chwili wyszedł z dwoma szklanymi kubkami i jedną dużą paczką ich ulubionych, kolorowych miśków.
-Wszystko dla mojej księżniczki.-wyciągnął w jej stronę wcześniej wspomniane rzeczy.
-Dziękuję Harry.-usiadł koło niej, otaczając jej ramiona swoją długą ręką.
W czasie ich domowego seansu, obdarowywali swoje ciało pieszczotliwymi gestami, przede wszystkim dziełami w postaci pocałunków.
***
Po godzinie oglądania nudnego jak dla nich filmu, przez dziewczynę przeszedł gwałtowny ból. Złapała Harry'ego za rękę, ściskając tak mocno, że dopływ krwi do kończyny był bardzo ograniczony.
-Rose? Co się dzieje?-spojrzał na nią przerażony. Szatynka skuliła się na kanapie w jedną, małą kulkę. Na jej policzkach powstał szlak łez. Od ostatniego przykrego wydarzenia nie bolało, ją tak jak teraz.
-Brzuch Harry.-wstał, próbując opanować jego narastające zdenerwowanie. Był lekarzem, a powoli dawał ponieść się panice. Pobiegł do kuchni po szklankę wody i tabletkę, dzięki której miał nadzieję, że uśmierzy jej ból. W szybkim tempie wrócił do niej. Spojrzał na dziewczynę, która teraz znajdowała się na czarnym dywanie. Szklanka swobodnie wyślizgnęła się z jego dłoni lądując na podłogę w salonie. Sprintem skierował się w jej stronę, klęcząc koło jej gorącego ciała.
-Rose.-poklepał ją po policzku. W jego kącikach oczu pojawiła się oznaka bojaźliwości. Szatynka była nieprzytomna.
Niczego tak nie pragnęła,
jak zostać księżniczką parkietu Twoich uczuć.
_____________________________________________________________________
5 komentarzy= nowy rozdział
_____________________________________________________________________
5 komentarzy= nowy rozdział
Subskrybuj:
Posty (Atom)