poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział dwudziesty


-Rose wpuścisz mnie?-przyłożył policzek do powierzchni drewnianych drzwi. Dziewczyna wstała podchodząc do sypialnianego łóżka.
-Proszę.-odsunął głowę. Szatynka starła słone krople łez ze swoich policzków.  Wstała, kierując się w stronę drzwi. Szarpnęła za klamkę, z powrotem wracając na poprzednie miejsce. Chłopak wszedł do pokoju, widząc smutną twarz dziewczyny, serce jego pękło na kilka drobnych kawałków. Dobrze wiedział, że to jego wina, że mógł ostatniej nocy nie uciekać, ale musiał to wszystko przemyśleć. Już na początku jego znajomości z Rose, zauważył, że jest delikatna, wrażliwa. Myślał, że wytrzyma to wszystko. Chyba się pomylił.  Wyciągnął z kieszeni swoich czarnych dżinsów, złożoną w kostkę karteczkę. Kartkę na której zapisał swoje wszystkie sentencje. Położył ją na białą kołdrę, lekko uśmiechając się w jej stronę. 
-Co to jest?-spojrzała na niego spod wilgotnych rzęs. Szatyn wzruszył ramionami, wychodząc z pomieszczenia. Wzięła ją do ręki, rozkładając.
Kochanie!
Pamiętasz tę noc? Ty cała umorusana krwią i błotem. Ja wstrząśnięty, twoim widokiem. Zabrałem Cię do domu, bo już wtedy wiedziałem, że muszę się Tobą zaopiekować. Twoja bojaźliwość powodowała u mnie coś na kształt troski. Byłaś, przepraszam Jesteś najpiękniejszą kobietą chodzącą dla mnie po tym wielkim świecie.  Twoja postawa, historia, gesty spowodowały, że chciałbym znaczyć dla Ciebie więcej. Ucieszyłem się kiedy pozwoliłaś mi zostać swoim aniołem stróżem. Chodziłem przez cały tydzień z podniesioną głową, wiedząc, że być może dla Ciebie coś znaczę. Pierwszy pocałunek przy, moim niezręcznym wyznaniu. Ty, która spowodowała u mnie wielką radość, zgadzając się na zostanie moją dziewczyną. Wspólnie oglądane filmy, robione zakupy, czy nawet wykonywanie prostych obowiązków domowych, w których i tak Ci niestety nie pomagałem. Moja praca nie pozwalała na to byśmy spędzali jeszcze więcej czasu ze sobą. Pamiętasz jak nie powiedziałem Ci o czym powiadomił mnie Louis? Mój ojciec wrócił, ten który katował mnie jak nikt inny. Trudno jest przyznać się, że boję się go w cholerę. To dziwne prawda? Chłopak, który na co dzień próbuję udawać mężnego, silnego, w środku jest tak samo wrażliwy jak Ty. Ta noc w której próbowaliśmy połączyć nasze dwa pasujące do siebie ciała, była pomyłką Rose. Tak pomyłką. Nie chciałem Cię skrzywdzić, po prostu myślę, że to wszystko dzieje się za szybko. Martwię się, że po przeczytanym liście, będziesz chciała ode mnie odejść. Zrozumiem. Po prostu, nie mogłem powiedzieć Tobie tego wszystkiego wprost.  Jestem i byłem zwykłym tchórzem. 
Twój kochający na zawsze
Harry

Drżącymi dłońmi zrzuciła kartkę na ziemię. Wybiegła z pokoju, zeskakując na schodach co drugi stopień. Rozejrzała się zapłakana po salonie, w którym nie było chłopaka. Wstrząśnięta skierowała się w stronę wyjściowych drzwi. Otworzyła je. Zobaczyła pogodę, która w stu procentach odzwierciedlała jej nastrój. Z nieba na ziemię, spadały duże krople deszczu. Nie zważając na niewygodne warunki atmosferyczne wyszła na zewnątrz.
-Harry!-woda sunęła po jej bladej twarzy, brązowych włosach, szczupłym ciele. Rozpaczliwie poszukiwała jego kręconej czupryny. Nagle usłyszała dźwięk odpalanego samochodu. Pognała w tamtym kierunku.
***
Chłopak oparł swoje czoło o skórzaną obudowę kierownicy. W jego kącikach pojawiły się krople słonych łez. Nigdy nie okazywał swoich innych emocji buzujących we wnętrzu jego ciała. Pociągnął ręką za swoje brązowe włosy. Miał dość. Sam zapracował na to wszystko. Poszedł na studia medyczne, ukończył je z wyróżnieniem, zdobył pracę. Kupił dom. Do szczęścia brakowało mu tylko kochającej go dziewczyny. W końcu marzenia jego ziściły się i pomyśleć, że to wszystko może pęknąć jak bańka mydlana przez jego ojca, którym tak naprawdę dla niego nim nie był. Po jego policzku poleciała słona ciecz. Łza. Skierował swój wzrok na postać biegnącą w jego stronę. Dziewczyna była mokra, jej ubrania przyklejone były do jej ciała z powodu narastającego deszczu.
-Rose?-szepnął, otwierając drzwi swojego czarnego Range Rover'a. Szatynka podbiegła do niego wtulając swoją głowę w jego umięśniony tors.
-Harry, zostań ze mną. Proszę?-podniosła wzrok, widząc jego czerwone od płaczu kąciki oczu, rozpłakała się jeszcze bardziej.
-Jesteś pewna, że chcesz chłopaka tchórza, który jest tak samo wrażliwy jak ty?-potarł kciukiem jej blady policzek.
-Chcę chłopaka, który będzie się o mnie troszczył, pocieszał w trudnych chwilach, w którym będę widziała nadzieję na lepsze jutro. To ty właśnie nim jesteś.-stanęła na palcach, by musnąć jego malinowe wargi. Szatyn jednak powstrzymał ją, otwierając usta w celu wypowiedzenia zdania, które zmieni ich całe życie.
-Rose ja muszę wyjechać.-wpatrywali się w swoje oczy. Ona pełna rozpaczy, on pełen lęku.
Ten, kto ucieka, nie jest tchórzem. Tchórz boi się na­wet ucieczki. 
________________________________________________________________________________________
Kolejny rozdział-15 komentarzy

15 komentarzy:

  1. Harry ty idioto! Nigdzie mi się nie wybierasz! Rozdział jak zwykle świetny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O jezu tego się nie spodziewałam, już nie mogę doczekać się co będzie dalej, a rozdział jak zwykle cudowny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany... Niech ona pojedzie razem z nim! Przeciez we dwojke sobie z tym poradza... wsparcie jest najwazniejsze..

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooo nieeee. Musicie być razem

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny mam nadzieje ze zakonczy sie happy endem ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zawsze superr ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie zaczyna sie cos dziac ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zawsze spoko ciekawi mnie dalsze losy wiec jest the best ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super czekam na nexta:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham twojego bloga ;**

    OdpowiedzUsuń
  11. Ta historia jest piekna... mam nadziejje, ze skonczy sie dobrze...

    OdpowiedzUsuń